***
14 Września, rok 1976
Dolina Godryka, godzina 3:25
- Lily, bierz Harry'ego i uciekaj! On już tu jest! Idź! Uciekaj! Zatrzymam go! - Gdy rozbłysło zielone światło, James usiadł gwałtownie na łóżku łapiąc głęboki wdech. Rozejrzał się i wymacał po ciemku okulary na swoim stoliku. Wsunął je na nos i powędrował wzrokiem po pokoju. Wszędzie panowała cisza, jedynym przyrywnikiem było tylko miarowe chrapani Syriusza. Chłopak przeczesał dłonią spocone czoło a następnie włosy i odetchnął głęboko. Zsunął nogi z łóżka po czym wstał i podszedł do okna. Księżyc był właśnie u szczytu swojej wędrówki po niebie, gwiazdy błyszczały niczym brokat wysypany na granatowy materiał. Chłopak spojrzał na przyjaciela śpiącego sobie smacznie w drugim łóżku. Syriusz od wakacji u niego mieszkał. Uciekł ze swojego domu i teraz był rozpieszczany przez matkę James'a niczym drugi syn. James zresztą traktował przyjaciela jak własnego brata. Okularnik podszedł do biurka i złapał kawałek pergaminu po czym umaczał pióro w atramencie i zawiesił nad kartką. Nie miał pojęcia jak zacząć...Ani tym bardziej co oznaczał jego sen. Tyle niewyjaśnionych pytań kłębiło mu się w głowie. Nie może wysłać tego do Lily. Inaczej uzna go za wariata i wyśmieje. O ile otrzyma ten list przed wyjazdem na dworzec. Lily Evans była jego przjaciółką od pierwszego roku nauki w Hogwarcie. Piękna, rudowłosa, uwielbiał jak związywała włosy w dwa kucyki. Po pierwszym roku wolała jednak towarzystwo swojego przyjaciela Severusa. Ten na całe szczęście nazwał ją pod koniec 5 roku szlamą i od tamtej pory James starał się być dla niej jak najlepszym przyjacielem. Oboje trafili do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, oboje do tego samego domu - Gryffindor. Oprócz nich trafili tam Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew, trzej najlepsi przyjaciele James'a oraz członkowie bandy Huncwotów. James ponownie spojrzał na pergamin i zatytułował list do jedynej osoby, która jak mu się wydawało, mogłaby mu w tym momencie pomóc.
Drogi Profesorze Dumbledore....
Gdy skończył pisać list, wsunął go do jednej z wielu kopert jakie posiadał i podał swojej sowie, którą zaraz wypuścił przez okno. Po tym z powrotem wrócił do łóżka i nakrył się kołdrą. Gdy słońce wstało, obudziło go głośne ziewanie Syriusza...
***
14 Września, rok 1976
Dworzec King Cross, godzina 8:25
Pchając wózek przed siebie Lily skrzywiła się, słysząc kolejne narzekania Petunii.
- Znowu spóźnię się na rozpoczęcie roku! Czy ona nigdy nie może sama przejść przez tą durną ścianę? - Rudowłosa wywróciła oczami i spojrzała na rodziców. Matka tylko machnęła ręką na kolejne narzekanie młodszej z córek i poklepała Lily po ramieniu. Gdy doszli do przejścia, prowadzącego na peron 9 i ¾, Lily zatrzymała wózek i uściskała oboje rodziców.
- Trzymaj się ciepło, ucz się pilnie i pamiętaj że mama i tatuś są z Ciebie dumni, dobrze? Petunia pożegnaj się z siostrą! - Zawołała mama i rozejrzała się za młodszą panną Evans, jednak blondynka gdzieś już zniknęła.
- Nie szkodzi mamo, pożegnałyśmy się w domu, jedźcie już bo Petunia się spóźni! - Zawołała rudowłosa, machając rodzicom na pożegnanie i ruszyła biegiem przed siebie. Weszła w ścianę i po chwili... Poczuła silne uderzenie, jej wózek się zatrzymał, kufry pospadały a sama wleciała w kogoś. Podniosła wzrok i o malo nie zakrztusiła się z wrażenia. Pewnie gdyby piła, wyplułaby wszstko z buzi.
- James?! - Pokręciła głową delikatnie i niepewnie po czym aż przetarła oczy i zaśmiała się cicho wraz z przyjacielem. Musiała przyznać przez te trzy miesiące prawie, kiedy się nie widzieli James nieco się zmienił. Miał dłuższe, jak zwykle potargane włosy, z małego chłopca poważnie wymężniał. Miał teraz kwadratowe, męskie rysy szczeki, koszulę w kratę i luźna kurtkę oraz dopasowane spodnie. Był o wiele przystojniejszy niż rok temu, kiedy mial fryzurę jak swój dziadek, i to bardzo Lily zaniepokoiło. Do tej pory nie zwracała na niego uwagi pod tym względem... Teraz zaczęła w nim, oprócz swojego nowego przyjaciela, dostrzegać również młodego, przystojnego mężczyznę.
- Wow, Lily..Ślicznie wyglądasz. - Powiedział wsuwając dłonie w kieszenie materiałowych spodni, a Lily zerknęła na swoją letnią, zieloną sukienkę i złapała za jej brzegi. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na swoje kufry porozrzucane po peronie.
- No nie... Wszystko powypadało. - Jęknęła, na co uslyszała tylko cichy śmiech Jamesa. Zerknęła na niego i zagryzła wargę, gdy ten wsadzał jej kufry na metalowe wózki. W oddali dostrzegła czarną pelerynę, więc odwróciła wzrok i kiwnęła głową na pociąg, stojący na peronie i czekający tylko na uczniów, by zawieźć ich do ich drugiego domu.
- Czy wszyscy już są, James? - Spytała a chłopak kiwnął delikatnie głową.
- Remus, Syriusz i Peter już zajęli nam wagon, jak zwykle przyjeżdżasz ostatnia, kiedyś się spóźnisz i będziesz musiała podróżować kominkiem, prosto do gabinetu dyrektora, mówię ci.. - Mruknął, posyłając jej jeden ze swoich Huncwockich uśmiechów. Lily odwzajemniła go i gdy w końcu doszli do wejścia, Syriusz już czekał na to, żeby zabrać bagaż dziewczyny. Rudowłosa spojrzała na pociąg i w oddali dostrzegła ciemne, oklapłe włosy swojego niedawnego przyjaciela. Zagryzła wargę delikatnie po czym weszła za chłopcami do pociągu. Czas wrócić do domu...
***
Gdy cała trójka weszła do przedziału, Lily rozpromieniła się nagle, uśmiechając od ucha do ucha.
- Marlene! - Pisnęła i rzuciła się przyjaciółce na szyję. Marlene była jej jedyną wierną przyjaciółką, nie licząc Huncwotów. Severus zrezygnował z ich przyjaźni i teraz mogła się zwierzać tylko dziewczynie, która również należała do domu Gryffindoru. Usiadły obie obok Remusa a naprzeciwko nich (oczywiście po wsadzeniu kufrów Liliy na górne półki) usiedli James, Syriusz i Peter. Wszyscy spojrzeli po sobie i zaśmiali się radośnie. Wracali do domu i nikt ani nic nie mogli zburzyć ich radości w tym momencie. No..prawie nikt. Gdy drzwi się rozsunęły, ujrzeli wredny uśmiech Lucjusza Malfoya wraz z przyboczną strażą oraz Severusem stojącym z tyłu. Obok niego stała kuzynka Syriusza, Bellatrix oraz Narcyza. Wszyscy umilkli a Lucjusz machnął ręką.
- Och nie przerywajcie sobie ze względu na mnie... Co Potter, nie śmiejesz się juz tak wesoło? - Mruknął ślizgon, na co James zacisnął dłonie w pięści. Gdy wzrok blondyna powędrował na Lily, ten wyszczerzył się paskudnie.
- Jest i nasza brudna szlama. Pięknie to ująłeś Severusie, sam nie zrobiłbym tego lepiej. - Mruknął, na co James nie wytrzymał. Zanim Syriusz zdążył go złapać rzucił się na Ślizgona i z całej siły przywalił mu pięścią w twarz. Łapa, Remus oraz Peter musieli go siłą odciągnąć, ale Lucjusz wyglądał jakby go przewirowało tornado co najmniej. Z jego idealnej wargi spływała strużka krwi.
- Poczekaj tylko aż powiem tacie! Wyleją cię ze szkoły! - Wrzasnął, gdy jego świta ciągnęła go w stronę ich wagonu. Narcyza lamentowała że musi go opatrzeć i w końcu dał się pociągnąć do przedziału Slytherinu. Wszyscy spojrzeli na James'a ale ten się tylko wyszczerzył zadziornie.
- No co? Huncwoci wracają, niech Syltherin drży! - Powiedzial zadowolony z siebie i nikt nie mógł sie powstrzymać od delikatnego uśmiechu. Nawet Lily uniosła mimowlnie usta, wracając podobnie jak reszta na swoje miejsce w przedziale. Niedługo potem wysiadali z pociągu zmierzając w stronę majestatycznego zamku, który każdy z nich nazywał domem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz